I Tuska w nosie miałam, razem z jego rządami, obiecankami cacankami, kumplami, korupcjami, przekrętami i szczęśliwą rodziną irlandzą w tle.
To było powitanie Nowego Roku.
Alkoholu akuratnie, humoru dostatnie i zastała mnie godzina 4.30 Nowego Roku. I to we własnym domu tak przedniej zabawy doznałam. Ani razu nie zaziewałam, ani razu nie odpoczywałam, a nad ranem, kiedy zostaliśmy we dwoje, noworoczne harcowanie ułożyło nas cudownie do snu.
Bo... Ja uwielbiam Ją, Ona tu jest i tańczy dla mnie, bo dobrze to wie, że porwę Ją i w sercu schowam na dnie...
Ach ten Weekend... I co mi tam, że mówią o piosence źle, skoro przy niej wybawiłam się i czułam smak miłości w Jego ramionach, że ach i och i ufff...Brak mi słów :)))
A Tusk... Niech pies mu mordę liże...